18 sie 2017

Ze Świnoujścia na Hel. Rowerowa trasa R10. Bobolin - Rowy

Część pierwsza jak Ruda, czyli ja ;) jechała na rowerze ze Świnoujścia na Hel:
https://tomiejscenamapie.blogspot.com/2017/08/ze-swinoujscia-na-hel-rowerowa-r10-cz-1.html

Dzień 7: Bobolin - Jarosławiec (26km)

Link do powiększonej mapy rowerowej: https://www.endomondo.com/routes/985524897

Zaraz za Dąbkami i Bobolinem zahaczyliśmy o Darłowo. Wizytę w Darłowie wymusił na nas brak powietrza w oponach, ochota na kawę z Orlenu (fuj!) oraz wizyta w aptece celem zakupienia maści arnikowej, o której kiedyś wspominałam, ponieważ moje nogi po walce z ciężkim rowerem oraz własną pierdołatowością wyglądały tak, jakby własny mąż wymierzał sprawiedliwość kijem.
Jak się okazało, niedaleko apteki znajdował się Zamek Książąt Pomorskich. I co? I poszliśmy. Ponieważ zależało nam na szybszym dojechaniu do Jarosławca, zdecydowaliśmy się na zwiedzenie tylko dziedzińca, choć przyznam się z perspektywy czasu, że trochę żałuję.
Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie





Tego dnia też daliśmy sobie delikatnie na wstrzymanie, ponieważ pękło ledwie 26km. Droga rowerowa prowadziła w dużej mierze wytyczonymi ścieżkami, nie korzystaliśmy byt wiele z asfaltu. Więc obyło się bez zaskoczeń i brodzenia w błocie. Błoto było dzień przed nami.

Bardzo przyjemnie jechało się drogą rowerową pomiędzy Darłowem a Jarosławcem, na wysokości Jeziora Kopań. Po jednej stronie widok na morze - po drugiej między drzewami można było zobaczyć jezioro. Nawet płyty i dziury nie dawały o sobie znać... a być może to kwestia przyzwyczajenia pośladków.
Na trasie do Jarosławca jest tylko jedno miejsce, gdzie trzeba było zejść z roweru i przeprowadzić go po piachu, ponieważ ścieżka kończyła się ostro na kanale łączącym jezioro z morzem, a kładka poprowadzona była dopiero przy zejściu na plażę. Choć znaleźli się amatorzy, którzy próbowali sił w nogach... i też schodzili.
Jeśli chodzi o sam Jarosławiec, przywitał nas burzą i deszczem. Plaża też w sumie była średnia - aktualnie bodajże umacniano brzegi, więc była odgrodzona, a gdzieniegdzie walały się betonowe płyty. Jakoś tak dziwnie. Moją konsternację spotęgował fakt, że przyjeżdżając względnie wcześnie, nie wiedziałam co zrobić z czasem wolnym, więc udałam się na obchód straganów. Moją uwagę przykuła oryginalna zawieszka z pszczołą na plastrze miodu (niestety której nie zrobiłam zdjęcia) zrobiona ze srebra i (niespodzianka!) bursztynu, jednak cena bliska 300zł skutecznie ostudziła zamiar zakupu. Chyba że jadłabym korzonki do końca wyjazdu.
Sama miałam też wrażenie, jakbym była w tym miasteczku... musiałabym zapytać Rodzicielki czy mnie czasem niegdyś nie wysłała na kolonie w tamtejsze okolice, coby móc w spokoju spędzić choć odrobinę wakacji.

Dzień siódmy naszej podróży upłynął nam na całkowitym folgowaniu - wszak przy spalaniu miliarda kalorii dziennie podczas pedałowania, mogłam sobie pozwolić na małe i duże co-nieco :)

 Dzień 8: Jarosławiec -  Rowy (61km)

Wypoczęci trzasnęliśmy 61 kilometrów. I dużo i mało. Z sakwami i całym tym majdanem jednak jedzie się trochę inaczej niż gołym rowerem. Po powrocie, ciężko było mi się przyzwyczaić do pustego bagażnika.
Link do powiększonej mapy rowerowej: https://www.endomondo.com/routes/985873568

Łatwo poszło, ponieważ tym razem zdecydowaliśmy się na jechanie asfaltem, więc większość trasy pokrywała się z drogą wojewódzką 203. Ruch był względnie niewielki, droga średniej jakości, ale dało radę. W jednym miejscu ciężko było podjechać pod wzniesienie, ale na za to z całą przyjemnością zjeżdżało się w dół.
Na dłuższy postój, to znaczy obiad i gofra zatrzymaliśmy się w Ustce.
Ustka


 Zrobiliśmy obchód straganów. Moją uwagę przyciągnęła reklama jednej z kwiaciarni:
Wiem, że pomysł zaczerpnięty z Internetów, ale bawi przednie.
 W Ustce spotkała nas też pierwsza guma i scentrowane koło.


Na trasie do rowów, sprawy się nieco pokomplikowały. Chcąc uniknąć podjazdu pod pewne wzniesienie o którym ostrzegał wujek Googiel w swoich mapach, wytyczyliśmy trasę, która początkowo zgadzała się z europejskimi standardami drogi rowerowej R10.
R10 Rowy

 Potem nieco gorzej. Po co jeździć rowerem, jak można go pchać.
Trasa rowerowa R10 o europejskim standardzie.
 Mój Pan Mąż ma teorie, że wszystkie okoliczne gminy stają do konkursu na największą ilość tras rowerowych. Mądre głowy patrząc na mapę wytyczają ścieżki gdzie popadnie, oznakują je, lub też nie, i mogą się chwalić dziesiątkami kilometrów dróg rowerowych w gminie.
Może coś w tym jest... Bo trasa z dnia kolejnego na długo zostanie w mojej pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

staty